Namiot Spotkania

NAMIOT SPOTKANIA

Mojżesz zaś wziął namiot i rozbił go za obozem, i nazwał go Namiotem Spotkania. A ktokolwiek chciał się zwrócić do Pana, szedł do Namiotu Spotkania, który był poza obozem. Ile zaś razy Mojżesz szedł do namiotu, cały lud stawał przy wejściu do swych namiotów i patrzał na Mojżesza, aż wszedł do namiotu. Ile zaś razy Mojżesz wszedł do namiotu, zstępował słup obłoku i stawał u wejścia do namiotu, i wtedy Pan rozmawiał z Mojżeszem. Cały lud widział, że słup obłoku stawał u wejścia do namiotu. Cały lud stawał i każdy oddawał pokłon u wejścia do swego namiotu. A Pan rozmawiał z Mojżeszem twarzą w twarz, jak się rozmawia z przyjacielem. Potem wracał Mojżesz do obozu, sługa zas jego, Jozue, syn Nuna, młodzieniec, nie oddalał się z wnętrza namiotu. Mojżesz rzekł znów do Pana: Oto kazałeś mi wyprowadzić ten lud, a nie pouczyłeś mię, kogo poślesz ze mną, a jednak powiedziałeś do mnie: Znam cię po imieniu i jestem ci łaskawy. Jeśli darzysz mnie życzliwością, daj mi poznać Twoje zamiary, abym poznał, żeś mi łaskawy. Zważ także, że ten naród jest Twoim ludem. Pan powiedział: Jeśli Ja osobiście pójdę, czy to cię zadowoli? Mojżesz rzekł wtedy: Jeśli nie pójdziesz sam, to raczej zakaż nam wyruszać stąd. Po czym poznam, ja i lud mój, że darzysz nas łaskawością, jeśli nie po tym, że pójdziesz z nami, gdyż przez to będziemy wyróżnieni ja i Twój lud spośród wszystkich narodów, które są na ziemi? Pan odpowiedział Mojżeszowi: Uczynię to, o co prosisz, ponieważ jestem ci łaskawy, a znam cię po imieniu. I rzekł Mojżesz: Spraw, abym ujrzał Twoją chwałę. Pan odpowiedział: Ja ukażę ci mój majestat i ogłoszę przed tobą imię Pana, gdyż Ja wyświadczam łaskę, komu chcę, i miłosierdzie, komu Mi się podoba. I znowu rzekł: Nie będziesz mógł oglądać mojego oblicza, gdyż żaden człowiek nie może oglądać mojego oblicza i pozostać przy życiu. /Wj 33, 7 – 20/

Fragment Księgi Wyjścia, opisujący modlitwę Mojżesza w Namiocie Spotkania, to jeden z najpiękniejszych i najgłębszych tekstów Biblijnych o modlitwie. Ukazuje on niesłychanie głęboko jej istotę. Jeżeli chcemy się nauczyć modlitwy, to musimy sięgnąć do tego tekstu i ciągle do niego wracać, aż zrozumiemy całą jego głębię i zarazem całą głębię tego, co nazywamy modlitwa (…)

Modlitwa to spotkanie

W samej nazwie “Namiot Spotkania” już jest określona istota modlitwy: modlitwa to jest spotkanie, spotkanie zaś dokonuje się pomiędzy osobami. Tylko osoby mogą się spotkać. Spotkanie jest zawsze najpierw i przede wszystkim spotkaniem się dwóch osób – “ja” i “ty”. Polega ono na tym, że ja staje w obliczu drugiej osoby, przeżywając ją jako “ty” w stosunku do swojego “ja”. Jeżeli przeniesiemy to określenie na relacje człowieka do Boga, to otrzymamy dokładne, precyzyjne określenie istoty modlitwy. Istotą modlitwy jest spotkanie osoby z Osobą Boga.

Miejsce oddzielone

“Namiot Spotkania” znaczy to samo co Namiot Modlitwy. Z kontekstu wynika, że był to najpierw dosłownie namiot, a więc miejsce, miejsce oddzielone, wydzielone. Ten namiot znajdował się poza obozem. Obóz – w znaczeniu dosłownym, ale także przenośnym – to miejsce, gdzie toczy się życie. Ludzie pracują, przygotowują pokarm, załatwiają pomiędzy sobą rożne sprawy. W obozie jest zwykle zgiełk, ruch. Żeby się spotkać z Bogiem, trzeba “wyjść z obozu” – w sensie dosłownym i przenośnym, albo raczej trzeba powiedzieć: w sensie i dosłownym, i przenośnym. Trudno się modlić w zgiełku wielu spraw, w zagonieniu, w pośpiechu. Otóż pierwszy warunek modlitwy, to jest wyjście z obozu i pójście do Namiotu Spotkania, czyli do miejsca, gdzie możemy być sam na sam z Bogiem, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał.

Czas dla Boga

W modlitwie ważne jest nie tylko miejsce, ale także czas. Jeżeli mówimy do członków naszego Ruchu: “stwórzcie sobie”, czy: “zbudujcie w swoim życiu Namiot Spotkania”, to znaczy, że każdy musi znaleźć w swoim życiu, i to w każdym dniu, czas i miejsce. Czas, który jest tylko do dyspozycji Boga. Czas, w którym zostawia się wszystkie inne rzeczy jak gdyby na zewnątrz. Muszę mieć czas, który z ludzkiej oceny można by nazwać czasem straconym. Tyle mam pracy, tyle mam obowiązków, a jednak zostawiam wszystko, by w ten czas – niech to będzie 10 – 15 minut czy pół godziny – być wyłącznie do dyspozycji Boga. W tym czasie nie mogę odrabiać na przykład obowiązkowych czytań czy myśleć nad sprawami, które na mnie czekają, do których muszę zaraz wrócić. Trzeba zostawić w obozie te wszystkie sprawy, wyjść poza obóz i wejść do Namiotu Spotkania. To jest warunek.

Nie traktuję Boga poważnie, jeśli nie mam dla Niego czasu. Każdy z nas, kiedy załatwia sprawy z ludźmi wpływowymi, od których jest zależny, to przede wszystkim oczekuje, że ci ludzie będą mieli dla niego czas. Jeżeli ktoś załatwia nasze sprawy przez sekretariat albo tylko przez uchylone drzwi i od razy krzyczy: “Nie mam czasu!”, to wiadomo, jak wtedy reagujemy: czujemy się dotknięci, poniżeni w swej godności, zlekceważeni. Wielcy ludzie maja zawsze czas dla człowieka. Głęboki szacunek dla osoby wymaga właśnie, żeby mieć czas. Pan Bóg ma zawsze czas dla nas. On nie powie nigdy: “Przyjdź się pomodlić później albo jutro, teraz nie mam czasu”. Trudno sobie wyobrazić, żeby Bóg stawiał takie warunki. Wiemy, że ma zawsze czas dla nas. A my to minimum, które musimy zrobić i bez którego nigdy nie uda nam się żadna modlitwa, to znaleźć czas. Nie mogę przyjść na modlitwę z nastawieniem: “muszę, bo taki jest obowiązek, ale jak najszybciej”, bo ciągle będzie mi towarzyszyć świadomość: “nie mam czasu, przecież tyle spraw czeka, muszę pędzić tu czy tam”, albo nie mam czasu w tym sensie, że nawet w czasie modlitwy nie myślę o Bogu, tylko o sprawach, od których się przed chwila oderwałem. Mnóstwo jest ludzi, którzy nie mają czasu i nigdy się nie modlą. Na pytanie: “dlaczego się nie modlisz?” zwykle odpowiadają: “nie mam czasu”. Czy może być większe lekceważenie Boga ze strony człowieka niż kiedy powie: “nie mam czasu, nie mam czasu na rozmowę z Bogiem”? Bóg mu udziela audiencji. Jest gotowy w każdej chwili. A ja: “nie mam czasu!”.

To jest pierwsza sprawa w szkole modlitwy, od tego musimy zacząć: znaleźć codziennie chwilę czasu dla Boga. Musi to być czas tak naprawdę poświecony Bogu. Czas, w którym jestem do Jego dyspozycji. Gdy ktoś z nas pójdzie na rozmowę z jakąś osobistością, to nie będzie wówczas załatwiał innych spraw, powiedzmy, naprawiał swojego zegarka czy zerwanego łańcuszka. To jest nie do pomyślenia. W stosunku do Boga, niestety, bardzo często tak bywa: niby rozmawia, a cały czas jest zajęty czym innym.